Info
Ten blog rowerowy prowadzi pabloXT z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 42772.43 kilometrów w tym 4456.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.85 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 17918 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Październik2 - 0
- 2024, Wrzesień1 - 1
- 2019, Styczeń1 - 2
- 2018, Sierpień1 - 1
- 2018, Lipiec8 - 3
- 2018, Czerwiec4 - 0
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń8 - 2
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad6 - 1
- 2017, Październik5 - 1
- 2017, Wrzesień12 - 2
- 2017, Sierpień19 - 3
- 2017, Lipiec8 - 1
- 2017, Czerwiec16 - 4
- 2017, Maj19 - 8
- 2017, Kwiecień20 - 4
- 2017, Marzec22 - 6
- 2017, Luty10 - 0
- 2017, Styczeń4 - 3
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad12 - 1
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień2 - 0
- 2016, Sierpień5 - 1
- 2016, Lipiec14 - 7
- 2016, Czerwiec7 - 4
- 2016, Maj10 - 0
- 2016, Kwiecień14 - 0
- 2016, Marzec11 - 0
- 2016, Luty10 - 2
- 2016, Styczeń5 - 0
- 2015, Listopad2 - 0
- 2015, Październik15 - 0
- 2015, Wrzesień19 - 0
- 2015, Sierpień22 - 2
- 2015, Lipiec16 - 0
- 2015, Czerwiec15 - 0
- 2015, Maj18 - 0
- 2015, Kwiecień20 - 0
- 2015, Marzec24 - 0
- 2015, Luty12 - 0
- 2015, Styczeń13 - 0
- 2014, Grudzień6 - 0
- 2014, Listopad11 - 0
- 2014, Październik16 - 0
- 2014, Wrzesień15 - 0
- 2014, Sierpień15 - 0
- 2014, Lipiec19 - 0
- 2014, Czerwiec20 - 0
- 2014, Maj19 - 3
- 2014, Kwiecień6 - 0
- 2014, Marzec14 - 2
- 2014, Luty9 - 0
- 2014, Styczeń7 - 0
- 2013, Grudzień6 - 0
- 2013, Listopad6 - 0
- 2013, Październik12 - 0
- 2013, Wrzesień13 - 0
- 2013, Sierpień10 - 0
- 2013, Lipiec11 - 0
- 2013, Czerwiec17 - 3
- 2013, Maj9 - 4
- 2013, Kwiecień13 - 1
- 2013, Marzec6 - 0
- 2013, Luty12 - 2
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad2 - 2
- 2012, Październik5 - 0
- 2012, Wrzesień7 - 2
- 2012, Sierpień13 - 0
- 2012, Lipiec9 - 0
- 2012, Czerwiec10 - 3
- 2012, Maj25 - 2
- 2012, Kwiecień24 - 2
- 2012, Marzec18 - 1
- 2012, Luty8 - 0
- 2012, Styczeń9 - 0
- 2011, Grudzień7 - 1
- 2011, Listopad5 - 1
- 2011, Październik6 - 0
- 2011, Wrzesień13 - 1
- 2011, Sierpień26 - 0
- 2011, Lipiec25 - 0
- 2011, Czerwiec24 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień1 - 0
- 2010, Czerwiec1 - 0
- DST 535.00km
- Czas 23:40
- VAVG 22.61km/h
- VMAX 83.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 12010kcal
- Podjazdy 4800m
- Sprzęt Szosa - przejęcie przez syna
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Podróżnika
Niedziela, 5 czerwca 2016 · dodano: 05.06.2016 | Komentarze 4
Na Maraton Podróżnika wybierałem się już w zeszłym roku ale z kilku względów
byłem zmuszony sobie odpuścić jak się w tym roku okazało może i dobrze. Dobrze?
Tak dokładnie dlatego że w tym roku pierwszy raz na MP 2016 miałem okazję
pojeździć po górach i to nie takich jak na wcześniejszej edycji MP. Na zapisy
bardzo mocno wyczekiwałem i kilka razy dziennie sprawdzałem informacje na forum
żeby aby nie przegapić zapisów. W końcu maszyna ruszyła. Jak się okazało
dostałem się na listę startową no to szybko przelew i jest pewne ze startuje w
maratonie no chyba że inne okoliczności mi przeszkadza. Następnie za jakiś czas
stwierdziłem że do Kielc ze 400 km będzie i tak samemu autem to trochę lipa więc
postanowiłem spróbować poszukać kogoś kto by się chciał zabrać ze mną lub ja z
nim. Napisałem maila do Siudka oraz do Ola. Ten drugi jak się później okazało
wyprowadził się z Torunia a Siudek za jakiś czas odpisał że chętnie bym się
zabrał więc dogadaliśmy szczegóły i zostało czekać na dzień wyjazdu a przeddzień
MP2016.
Ja i Siudek
Ja i Siudek
W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Budzik zadzwonił o 5.00 o jak bardzo mi się
nie chciało wstać ale na sama myśl o wyjeździe humor się polepszał. Standardowo
kawusia z mlekiem i pakowanie do auta rzeczy no i roweru. Jeszcze bagażnik na
dach gdyby Siudek chciał rower na dach wrzucić i jazda do Torunia. Jak się
później okazało trafiłem do niego bezbłędnie. W Toruniu w miarę szybkie pakowanie
i w drogę.
Droga do Kielc minęła na pogawędkach. Oczywiście nie obeszło się bez pomyłek nawigacyjnych ale co tam daliśmy radę. Po zajechaniu na miejsce bazy maratonu okazało się ze jesteśmy jako jedni z pierwszych.
W takim domku spaliśmy - akurat nie dokładnie w tym
Tuż przed startem
Zainstalowaliśmy się w pokoju i zaczęliśmy przygotowania do jutrzejszego startu.
Ja stwierdziłem że jednak wezmę bagażnik i większą sakwę jak się później okazało niepotrzebnie a jak Emes dobrze powiedział jak jest wolna przestrzeń w sakwie to zawsze ja czymś wypełnisz niepotrzebnie i ten ciężar wieziesz ze sobą i tak też się ze mną stało. Wypelniłem ja bananami,batonami, kanapki no te akurat miałem dwie i jest zjadłem po drodze, i wszelkimi innymi rzeczami których większość i tak przywiozłem na metę.
Rower przygotowany do startu
Resztę czasu wolnego spędziliśmy na popijaniu piwka i pogawędkach typu jak jechać żeby dojechać do mety. Ale bym zapomniał że międzyczasie dojechał nasz współlokator pz28. Jak się okazało całkiem wporzo koleś. Przed godziną 22.00 położyliśmy się spać. Budzik ustawiłem na 6.00 jak się później okazało dobrze bo może byśmy spali nie wiadomo do której a czas poranny szybko upływa przed startem i tak też było tym razem. Standardowo kawusia, jedzonko i na miejsce startu.
Przed startem
Przed ruszeniem pierwszej grupy jeszcze parę słów od organizatorów, przyczepienie numerów startowych i start. Pojechała pierwsza grupa, 5 minut później druga a za kolejne 5min następna. Przyszedł czas na moją grupę. No i się zaczęło. Na początku większość spokojnie ale ja jak zwykle nerwowo. Tempo takie se ale denerwuje się żeby nie zostać na końcu chociaż czuję ze nierozgrzane mięśnie nóg dają znać ze to jeszcze nie ten moment żeby trochę cisnąc. Dojazd do Świętej Katarzyny i pierwszy podjazd dość konkretny jedzie mi się do góry ociężale ale jadę następnie zjazd na tyle długi ze nachodzą mnie przemyślenia co do dalszej części trasy ze jak taka będzie cala to mogę nie dojechać do mety. Później okazało się ze nie jest tak źle i cały czas takich gór nie będzie pomimo tego że najgorsze jeszcze przede mną. Jadę dalej jedzie się ciężko jak się okazało tak mocno ciężko będzie mi do 50 km trasy. Później moje mięśnie już się rozgrzewają i jedzie się bardzo dobrze wiec i tempo odpowiednio podskakuje do góry. Do pierwszego punktu maratończycy się tasują i nie mam jakiejś ściśle określonej grupy ale jedzie dodoelk z żoną, pz28 i tak się do nich trochę przyklejam żeby nie jechać samemu.
W trasie
W trasie - próba ucieczki zakończona niepowodzeniem :)
Pacanów - który to Matołek??
Docieramy na pierwszy punkt. Szybki SMS potwierdzający i w drogę ale jest potrzeba do toalety i akurat udało mi spojrzeć ze po lewej jest miejska więc zatrzymujemy się na chwilkę. Myślę że nie minęło 5 minut i ruszamy dalej. 113 km pęka mi szprychy w tylnym kole pytam czy się na chwilkę zatrzymany grupa reaguje bez zastanowienia i stop. Na szczęście szprycha pękła od strony przeciwnej kasety i jedna mam w zapas. Szybka akcja z pomocą dodoelk'a zgubne wycentrowanie koła i jedziemy dalej. Docieramy na drugi punkt wg mojego gremlina to jeszcze nie punkt ale wszyscy mówią że tu to pisze SMS .punkt był na kolejnej górce z 200m dalej. Na trasie zaczynają się górki ale cały czas jadę z grupą tempo też takie dość mocne ale niestety na około 200km pierwszy raz decyduje się na spacer pod górkę. Jak się okazuje to nie ostatni taki spacerek. Przed punktem żywieniowym jest taka górka ze ledwo się wleczemy na piechotę. Ale za to makaron smakował wyśmienicie na punkcie. Po wjechaniu na polanę z jedzeniem dopadłem Coka cole. Była bardzo zimna i mi też było zimno do tego stopnia ze jak wypiłem kubek i poszedłem po drugiej to dopadła mnie taka dilerka ze nie byłem w stanie donieść kubka do roweru. Szybko do sakwy po długie spodnie, bluzę i do ogniska ugrzać się. Zjadłem makaron, kawałek placka, zjadłem dwa góralki napełniłem bidony, wziąłem dwa opakowania sezamków i banany do sakwy i ruszyliśmy z grupą w drogę. Kolejne km były dość masakryczne z góry i pod górę rowerem i na piechotę i tak w koło Macieju nie wiem już nawet do którego km zanim się wypłaszczyło. W każdym razie noc była ciemna i pełna górek. Przed kolejnym punktem na którym trzeba było potwierdzić swoją obecność SMS była serpentynka w dół a było mi tak zimno ze w połowie zatrzymałem się ubrać jeszcze deszczówkę. W pewnym momencie na zjeździe za serpentynka zjechałem z asfaltu ale jakoś udało mi się na niego z powrotem dostać pomimo dość znacznej prędkości.
Widoczki całkiem spoko
Nad ranem nie wiem na którym to km było ale przed Kolbuszowa mając konieczność skorzystania z lasu i chcąc zrobić przepak pomiędzy sakwa a kieszeniami z tyłu bluzy powiedziałem żeby grupa jechała a ja się zatrzymuje i tak też się stało. Na spokojnie wykonałem wszystkie czynności i ruszyłem samotnie w dalszą drogę. Dosłownie chwilę po ruszeniu zobaczyłem po lewej stronie jakiś dom weselny przy którym zbierała się orkiestra do domu a wiedząc że kończy mi się picie zajechałem i zapytałem czy nie maja na sprzedaż wody do picia. Jakiś tam kolo powiedział że za chwilę przyniesie ale długo nie wracał. Oczywiście międzyczasie inni zaczęli wypytywać gdzie jadę i jak daleko i takie tam a czas uciekał. Po 10 minutach ten co poszedł po wodę przyniósł dwie butelki szklane buskowianki takie 0,33l i mówi że to od firmy gratis no to podziękowaniem i dojechałem kawałek a dokładnie do Kolbuszowej. Tam się zatrzymałem przelałem wodę do bidonów i w drogę. Na wyjeździe z miasta dogoniłem jednego maratończyk ale nie za długo z nim pojechałem bo tempo było dla mnie za niskie więc pojechałem do przodu. Jechałem przez jakiś czas aż napotykam stację BP więc konieczny zjazd przynajmniej na kawę. Zajeżdżam a tam stoją rowery oczywiście wiadomo że uczestników MP. Wchodzę zamawiam kawę i wodę i podsiadam do dwóch maratonek i maratończyka jak się później okazuje Zuza, starszapani i tolaf. Siedzę i popijam smaczna kawusie ale tak cyrkluje żeby ruszyć dalej z nimi. Tak też robię oni wychodzą i ja też. Dalej jedziemy razem. Pomału zapoznaje się z nową grupą prowadząc nieśmiałe dyskusje i dotrzymując im tempa. Jechało się dość miło ze względu na nie zbyt mocne tempo a ze mnie kawa dość mocno postawiła na nogi to też sporo trzymałem się na czole grupy ściśle współpracując na efekty Vśr. Taka dobra współpraca była grupy była do czasu aż skończyło się płasko i zaczęły się hopki. Niestety na niepłaskim terenie ciężko jest jechać w czwórkę "na kole" dlatego że silniejsi automatycznie odskakują na podjazdach do przodu i dlatego ja i Zuza wjeżdżaliśmy przeważnie jako pierwsi ale na górkach solidarnie czekaliśmy na starszapani i tolafa.
Jedziemy jedziemy aż na 40 km przed metą zatrzymujemy się na stacji paliw uzupełnić wszelkie niedobory. Podczas postoju rozwija się dyskusja na temat tego że dziewczyny chcą zrobić kwalifikacje do BBT a jest mało czasu żeby się wyrobić w 30h. Dyskusja w pewnym momencie wymyka się spod kontroli i przeradza się w małą sprzeczkę ze nie współpracujemy "na kole" a jest pod wiatr i jedzie sie ciężko wszystkim. Po moim zapytaniu o której startowały okazało się ze mają dodatkowe 20 minut bo start miały o 8,20 ciśnienie rozmowy trochę spadło a jak widziałem że mamy 2,5 H na 42 chyba km to spokojnie zapewniałem ze nawet nie ma opcji żeby nie zdążyć pomimo tego ze starszapani była 100% przekonana że nie ma szans na kwalifikacje. Ruszyliśmy dalej. Grupa się rwała w te i we w te ale jechaliśmy właściwie razem. Po dojechaniu do Świętej Katarzyny dostałem taką radość w sobie ze już nie patrzyłem na nikogo tylko pognałem na metę ile mi zostało sil jeszcze w nogach. Ostatni podjazd do bazy zacząłem kręcić ale z braku sił musiałem trochę pospacerować. Spacerek był krótki bo sumienie mi w tym momencie na to nie pozwalało więc wsiadłem na rower i mecze podjazd. Powoli ale do przodu jadę, patrzę spaceruje Olo z kolegą którego znam tylko z widzenia z forum Olo mówi donośnie do mnie dawaj dawaj i klaszcze...kilkadziesiąt metrów dalej meta zajeżdżam zatrzymuje się ... KONIEC
Lekko zmęczony? Wykończony bardziej pasuje:)
Jak zwykle po takim maratonie wyciągam wnioski i teraz już wiem że nie idzie za bardzo współpracować na kole na hopkach. Również i tym razem zbyt mocno cisnąłem pierwsze 200km co niestety odczułem w dalszej części trasy. Nigdy więcej takiej dużej sakwy na taką długą trasę. Gremlin jak to mówi moja zonka spisał się w 100% na medal a co za tym idzie pod względem nawigacji jechałem sobie bardzo spokojnie pomimo iż trasa była moim zdaniem bardzo trudna nawigacyjne - właściwie to był jego pierwszy taki prawdziwy test.
Podczas MP2016 znowu poznałem kilku forumowiczów i nowe znajomości na BS się pojawiły. Cóż to ja mam za znajomych na BS kurcze sami ultrasi:-)
Straty podczas maratonu to popalone przy ognisku długie spodnie dresowe na punkcie żywieniowym i kompletnie pogięta przednia przerzutka poprzez zawijający się łańcuch podczas przerzucania - nie wiem jak to zrobię ale muszę ja doprowadzić do użytku. Również ucierpiało tylne koło od roweru ale Na szczęście miałem zapasową szprychę i usterka została usunięta na trasie. Podczas maratonu również pobiłem swój rekord prędkości i teraz wynosi 83km/h.
Podczas tego maratonu zaliczyłem 51 gmin.
PS. Dziękuję mojej kochanej żonce że nie robiła mi problemów z wyjazdem na maraton i dzielnie mi kibicowała gdy ja męczyłem kilometry na trasie. Mój synuś Kamil po moim powrocie do domu tak mnie mocno przytulił ze prawie mnie udusił i to jemu szczególnie dedykuję ten maraton żeby brał ze swojego taty przykład i zamiast w przyszłości zadawać się z nieodpowiednim towarzystwem zajmował się uprawianiem sportu nie koniecznie związanego z rowerem ale takiego jaki będzie lubił(fajnie by było gdyby był to rower). Również dziękuję organizatorom maratonu bo napewno spędzili dużo czasu aby taka imprezę zrobić i żeby wszystko wyszło tak super jak tym razem. Pozdrawiam wszystkich uczestników tych z którymi miałem okazję jechać na trasie, tych co się tylko minęliśmy i tych z którymi nawet nie widziałem się na trasie. Szacuneczek dla MP2016
fotkiDroga do Kielc minęła na pogawędkach. Oczywiście nie obeszło się bez pomyłek nawigacyjnych ale co tam daliśmy radę. Po zajechaniu na miejsce bazy maratonu okazało się ze jesteśmy jako jedni z pierwszych.
W takim domku spaliśmy - akurat nie dokładnie w tym
Tuż przed startem
Zainstalowaliśmy się w pokoju i zaczęliśmy przygotowania do jutrzejszego startu.
Ja stwierdziłem że jednak wezmę bagażnik i większą sakwę jak się później okazało niepotrzebnie a jak Emes dobrze powiedział jak jest wolna przestrzeń w sakwie to zawsze ja czymś wypełnisz niepotrzebnie i ten ciężar wieziesz ze sobą i tak też się ze mną stało. Wypelniłem ja bananami,batonami, kanapki no te akurat miałem dwie i jest zjadłem po drodze, i wszelkimi innymi rzeczami których większość i tak przywiozłem na metę.
Rower przygotowany do startu
Resztę czasu wolnego spędziliśmy na popijaniu piwka i pogawędkach typu jak jechać żeby dojechać do mety. Ale bym zapomniał że międzyczasie dojechał nasz współlokator pz28. Jak się okazało całkiem wporzo koleś. Przed godziną 22.00 położyliśmy się spać. Budzik ustawiłem na 6.00 jak się później okazało dobrze bo może byśmy spali nie wiadomo do której a czas poranny szybko upływa przed startem i tak też było tym razem. Standardowo kawusia, jedzonko i na miejsce startu.
Przed startem
Przed ruszeniem pierwszej grupy jeszcze parę słów od organizatorów, przyczepienie numerów startowych i start. Pojechała pierwsza grupa, 5 minut później druga a za kolejne 5min następna. Przyszedł czas na moją grupę. No i się zaczęło. Na początku większość spokojnie ale ja jak zwykle nerwowo. Tempo takie se ale denerwuje się żeby nie zostać na końcu chociaż czuję ze nierozgrzane mięśnie nóg dają znać ze to jeszcze nie ten moment żeby trochę cisnąc. Dojazd do Świętej Katarzyny i pierwszy podjazd dość konkretny jedzie mi się do góry ociężale ale jadę następnie zjazd na tyle długi ze nachodzą mnie przemyślenia co do dalszej części trasy ze jak taka będzie cala to mogę nie dojechać do mety. Później okazało się ze nie jest tak źle i cały czas takich gór nie będzie pomimo tego że najgorsze jeszcze przede mną. Jadę dalej jedzie się ciężko jak się okazało tak mocno ciężko będzie mi do 50 km trasy. Później moje mięśnie już się rozgrzewają i jedzie się bardzo dobrze wiec i tempo odpowiednio podskakuje do góry. Do pierwszego punktu maratończycy się tasują i nie mam jakiejś ściśle określonej grupy ale jedzie dodoelk z żoną, pz28 i tak się do nich trochę przyklejam żeby nie jechać samemu.
W trasie
W trasie - próba ucieczki zakończona niepowodzeniem :)
Pacanów - który to Matołek??
Docieramy na pierwszy punkt. Szybki SMS potwierdzający i w drogę ale jest potrzeba do toalety i akurat udało mi spojrzeć ze po lewej jest miejska więc zatrzymujemy się na chwilkę. Myślę że nie minęło 5 minut i ruszamy dalej. 113 km pęka mi szprychy w tylnym kole pytam czy się na chwilkę zatrzymany grupa reaguje bez zastanowienia i stop. Na szczęście szprycha pękła od strony przeciwnej kasety i jedna mam w zapas. Szybka akcja z pomocą dodoelk'a zgubne wycentrowanie koła i jedziemy dalej. Docieramy na drugi punkt wg mojego gremlina to jeszcze nie punkt ale wszyscy mówią że tu to pisze SMS .punkt był na kolejnej górce z 200m dalej. Na trasie zaczynają się górki ale cały czas jadę z grupą tempo też takie dość mocne ale niestety na około 200km pierwszy raz decyduje się na spacer pod górkę. Jak się okazuje to nie ostatni taki spacerek. Przed punktem żywieniowym jest taka górka ze ledwo się wleczemy na piechotę. Ale za to makaron smakował wyśmienicie na punkcie. Po wjechaniu na polanę z jedzeniem dopadłem Coka cole. Była bardzo zimna i mi też było zimno do tego stopnia ze jak wypiłem kubek i poszedłem po drugiej to dopadła mnie taka dilerka ze nie byłem w stanie donieść kubka do roweru. Szybko do sakwy po długie spodnie, bluzę i do ogniska ugrzać się. Zjadłem makaron, kawałek placka, zjadłem dwa góralki napełniłem bidony, wziąłem dwa opakowania sezamków i banany do sakwy i ruszyliśmy z grupą w drogę. Kolejne km były dość masakryczne z góry i pod górę rowerem i na piechotę i tak w koło Macieju nie wiem już nawet do którego km zanim się wypłaszczyło. W każdym razie noc była ciemna i pełna górek. Przed kolejnym punktem na którym trzeba było potwierdzić swoją obecność SMS była serpentynka w dół a było mi tak zimno ze w połowie zatrzymałem się ubrać jeszcze deszczówkę. W pewnym momencie na zjeździe za serpentynka zjechałem z asfaltu ale jakoś udało mi się na niego z powrotem dostać pomimo dość znacznej prędkości.
Widoczki całkiem spoko
Nad ranem nie wiem na którym to km było ale przed Kolbuszowa mając konieczność skorzystania z lasu i chcąc zrobić przepak pomiędzy sakwa a kieszeniami z tyłu bluzy powiedziałem żeby grupa jechała a ja się zatrzymuje i tak też się stało. Na spokojnie wykonałem wszystkie czynności i ruszyłem samotnie w dalszą drogę. Dosłownie chwilę po ruszeniu zobaczyłem po lewej stronie jakiś dom weselny przy którym zbierała się orkiestra do domu a wiedząc że kończy mi się picie zajechałem i zapytałem czy nie maja na sprzedaż wody do picia. Jakiś tam kolo powiedział że za chwilę przyniesie ale długo nie wracał. Oczywiście międzyczasie inni zaczęli wypytywać gdzie jadę i jak daleko i takie tam a czas uciekał. Po 10 minutach ten co poszedł po wodę przyniósł dwie butelki szklane buskowianki takie 0,33l i mówi że to od firmy gratis no to podziękowaniem i dojechałem kawałek a dokładnie do Kolbuszowej. Tam się zatrzymałem przelałem wodę do bidonów i w drogę. Na wyjeździe z miasta dogoniłem jednego maratończyk ale nie za długo z nim pojechałem bo tempo było dla mnie za niskie więc pojechałem do przodu. Jechałem przez jakiś czas aż napotykam stację BP więc konieczny zjazd przynajmniej na kawę. Zajeżdżam a tam stoją rowery oczywiście wiadomo że uczestników MP. Wchodzę zamawiam kawę i wodę i podsiadam do dwóch maratonek i maratończyka jak się później okazuje Zuza, starszapani i tolaf. Siedzę i popijam smaczna kawusie ale tak cyrkluje żeby ruszyć dalej z nimi. Tak też robię oni wychodzą i ja też. Dalej jedziemy razem. Pomału zapoznaje się z nową grupą prowadząc nieśmiałe dyskusje i dotrzymując im tempa. Jechało się dość miło ze względu na nie zbyt mocne tempo a ze mnie kawa dość mocno postawiła na nogi to też sporo trzymałem się na czole grupy ściśle współpracując na efekty Vśr. Taka dobra współpraca była grupy była do czasu aż skończyło się płasko i zaczęły się hopki. Niestety na niepłaskim terenie ciężko jest jechać w czwórkę "na kole" dlatego że silniejsi automatycznie odskakują na podjazdach do przodu i dlatego ja i Zuza wjeżdżaliśmy przeważnie jako pierwsi ale na górkach solidarnie czekaliśmy na starszapani i tolafa.
Jedziemy jedziemy aż na 40 km przed metą zatrzymujemy się na stacji paliw uzupełnić wszelkie niedobory. Podczas postoju rozwija się dyskusja na temat tego że dziewczyny chcą zrobić kwalifikacje do BBT a jest mało czasu żeby się wyrobić w 30h. Dyskusja w pewnym momencie wymyka się spod kontroli i przeradza się w małą sprzeczkę ze nie współpracujemy "na kole" a jest pod wiatr i jedzie sie ciężko wszystkim. Po moim zapytaniu o której startowały okazało się ze mają dodatkowe 20 minut bo start miały o 8,20 ciśnienie rozmowy trochę spadło a jak widziałem że mamy 2,5 H na 42 chyba km to spokojnie zapewniałem ze nawet nie ma opcji żeby nie zdążyć pomimo tego ze starszapani była 100% przekonana że nie ma szans na kwalifikacje. Ruszyliśmy dalej. Grupa się rwała w te i we w te ale jechaliśmy właściwie razem. Po dojechaniu do Świętej Katarzyny dostałem taką radość w sobie ze już nie patrzyłem na nikogo tylko pognałem na metę ile mi zostało sil jeszcze w nogach. Ostatni podjazd do bazy zacząłem kręcić ale z braku sił musiałem trochę pospacerować. Spacerek był krótki bo sumienie mi w tym momencie na to nie pozwalało więc wsiadłem na rower i mecze podjazd. Powoli ale do przodu jadę, patrzę spaceruje Olo z kolegą którego znam tylko z widzenia z forum Olo mówi donośnie do mnie dawaj dawaj i klaszcze...kilkadziesiąt metrów dalej meta zajeżdżam zatrzymuje się ... KONIEC
Lekko zmęczony? Wykończony bardziej pasuje:)
Jak zwykle po takim maratonie wyciągam wnioski i teraz już wiem że nie idzie za bardzo współpracować na kole na hopkach. Również i tym razem zbyt mocno cisnąłem pierwsze 200km co niestety odczułem w dalszej części trasy. Nigdy więcej takiej dużej sakwy na taką długą trasę. Gremlin jak to mówi moja zonka spisał się w 100% na medal a co za tym idzie pod względem nawigacji jechałem sobie bardzo spokojnie pomimo iż trasa była moim zdaniem bardzo trudna nawigacyjne - właściwie to był jego pierwszy taki prawdziwy test.
Podczas MP2016 znowu poznałem kilku forumowiczów i nowe znajomości na BS się pojawiły. Cóż to ja mam za znajomych na BS kurcze sami ultrasi:-)
Straty podczas maratonu to popalone przy ognisku długie spodnie dresowe na punkcie żywieniowym i kompletnie pogięta przednia przerzutka poprzez zawijający się łańcuch podczas przerzucania - nie wiem jak to zrobię ale muszę ja doprowadzić do użytku. Również ucierpiało tylne koło od roweru ale Na szczęście miałem zapasową szprychę i usterka została usunięta na trasie. Podczas maratonu również pobiłem swój rekord prędkości i teraz wynosi 83km/h.
Podczas tego maratonu zaliczyłem 51 gmin.
PS. Dziękuję mojej kochanej żonce że nie robiła mi problemów z wyjazdem na maraton i dzielnie mi kibicowała gdy ja męczyłem kilometry na trasie. Mój synuś Kamil po moim powrocie do domu tak mnie mocno przytulił ze prawie mnie udusił i to jemu szczególnie dedykuję ten maraton żeby brał ze swojego taty przykład i zamiast w przyszłości zadawać się z nieodpowiednim towarzystwem zajmował się uprawianiem sportu nie koniecznie związanego z rowerem ale takiego jaki będzie lubił(fajnie by było gdyby był to rower). Również dziękuję organizatorom maratonu bo napewno spędzili dużo czasu aby taka imprezę zrobić i żeby wszystko wyszło tak super jak tym razem. Pozdrawiam wszystkich uczestników tych z którymi miałem okazję jechać na trasie, tych co się tylko minęliśmy i tych z którymi nawet nie widziałem się na trasie. Szacuneczek dla MP2016
Kategoria Ultrasy
Komentarze
starszapani | 20:20 wtorek, 26 lipca 2016 | linkuj
W końcu doczekałam się relacyjki :) Super :) Gratulacje i dzięki za wspólne kilometry :)
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!